www.lezenska.pl   

Studnia życzeń

POWIEŚĆ

Katarzyna Leżeńska

FRAGMENT 4

Prószyński i S-ka
lipiec 2005

Gruner+Jahr
listopad 2006

Prószyński i S-ka
wersja audio
kwiecień 2010

Pomysł, by wybrać się na koncert czarnoskórej wokalistki hip hopowej, której piosenkami od miesięcy rozbrzmiewały puby, stacje radiowe i warzywniaki, jeszcze tydzień temu wydawał jej się rewelacyjny. Jedna z sióstr ubłagała Dominikę, by ta poszła na koncert jako ochrona dwóch rozdokazywanych siostrzenic, nie dość, że czternastoletnich, to jeszcze jednojajowych. Dominika zgodziła się pod warunkiem, że otrzyma dodatkowy bilet i wsparcie drugiej osoby dorosłej. Hanka, wydzwoniona gdzieś na korytarzu własnego oddziału ZUS-u, zgodziła się bez większych oporów. Dopiero teraz, czekając w samochodzie na siostrzenice Dominiki, poczuła, że władowała się w coś bez sensu.

– Jakbym była twoim pracodawcą, to bym cię natychmiast wysłała na trening podstaw komunikacji, bo wypowiedzenie zdania: "Niestety, nie będę mogła się tym zająć", to chyba podstawy.

– Przecież wiesz, że sama sobie jestem pracodawcą – mruknęła Hanka.

– A myślisz, że do kogo ja mówię?

Hanka uwielbiała rozmowy zaczynające się od stwierdzeń w rodzaju: "Ja na twoim miejscu...", "Gdybym była tobą...", "Powinnaś załatwić to tak jak..." itp. Szczególnie po całym tygodniu ciężkiej pracy i ciężkich przeżyć z panią Wiktorią, których bez problemu mogła uniknąć, gdyby... No właśnie, gdyby była kim innym.

Dobre rady Dominiki nie wkurzały jej tylko dlatego, że przyjaciółka od dawna traktowała je czysto retorycznie, wiedząc doskonale, że ani ona nie zmieni Hanki, ani Hanka nie zmieni jej. Był to zdecydowanie najzdrowszy fundament przyjaźni, jaki obie mogły sobie wyobrazić.

– Wiem, zorganizuję ci indywidualny kurs mówienia "nie" – Dominika przerwała swój monolog i pochyliła się gwałtownie ku przedniej szybie. – Zaczniemy od razu. Patrz i ucz się.

Posłuchaj fragmentów
"Studni życzeń"
w wersji audio (mp3),
czyta Magdalena Wójcik:
•  fragment 1
•  fragment 2
•  fragment 3

W stronę samochodu luźnym krokiem zmierzały dwie czternastolatki wyszykowane na koncert. Wyglądały tak, jakby wyszły właśnie z finału Mini Miss pobliskiej agencji towarzyskiej, innymi słowy tak, jak wygląda przeciętna czternastolatka karmiona teledyskami nimfetek z Bronksu i okolic. Tyle że Dominika nie miała dzieci, a telewizora używała wyłącznie jako przystawki do odtwarzacza DVD, nie miała więc pojęcia o tym, że kwintesencją stylu wyjściowego przeciętnej polskiej czternastolatki jest styl dziewczyny ciężko pracującej przy rurze w barze go-go.

Hanka poprawiła się na siedzeniu kierowcy, czując, że krzywa jej nastroju wchodzi w fazę wznoszącą. Może i nie umiała powiedzieć "nie" pani Strążyłło z piekła rodem, ale za to miała syna uzależnionego od MTV i znała uzależnione w równym stopniu dziewczynki z jego paczki.

Dominika była dopiero matką in spe, miała za to szereg bardzo konkretnych wyobrażeń i niezachwianych przekonań dotyczących wychowania. Nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, ile bliższych i dalszych koleżanek zapewniło sobie darmową wejściówkę do nieba tylko dlatego, że cierpliwie wysłuchiwały jej pouczeń. Zapewne wszystkie wpuszczały je jednym, a wypuszczały drugim uchem, ale żadna nie odesłała Dominiki na drzewo.

Na drzewo i to kolczaste odesłały ją za to bez litości nastoletnie siostrzenice. Hanka żałowała tylko, że dobre wychowanie nie pozwala jej wyskoczyć z samochodu i przyłączyć się do ożywionej dyskusji. Widziała, że Dominika gdzieś dzwoni, a dziewczynki, chichocząc i wystukując SMS-y, poprawiają falbaniaste spódniczki, których długość z całą pewnością nie przekraczała dwudziestu centymetrów oraz obcisłe koszulki kończące się tuż pod zero-jedynkowymi biustami. Po chwili dołączyła do nich starsza siostra Dominiki i jej matka, i nie było już żadnych wątpliwości, po kim Dominika odziedziczyła skłonność do nadmiernej gestykulacji.

Czas mijał. Jeśli miały zająć jakieś miejsca lepsze niż ogrodzenie amfiteatru, to musiały ruszać z kopyta. Hanka nacisnęła klakson, a rozdyskutowana rodzina spojrzała w jej stronę z takim zdumieniem, jakby zupełnie zapomniała o jej istnieniu.

Nastąpiła jeszcze krótka wymiana zdań i dziewczynki ruszyły w stronę samochodu, identycznym gestem odrzucając włosy do tyłu. Przywitały się grzecznie, a nawet przedstawiły z imienia i nazwiska. Dominika dreptała za nimi z twarzą wyrażającą całkowitą dezorientację.

– Tylko nic nie mów – rzuciła, wsiadając do samochodu.

– Ja? – wydusiła z siebie Hanka bliska udławienia ze śmiechu.

W kamiennym milczeniu, które zakłócał tylko dochodzący z tylnego siedzenia odgłos wypisywania SMS-ów, dojechały do Parku Sowińskiego. Zajęły miejsce w długiej kolejce do wejścia, po czym Dominika ruszyła ku bramce, by zorientować się w sytuacji. Wróciła, a właściwie przybiegła po dwóch minutach.

– Ja chyba śnię – sapnęła, opierając się całym ciężarem o Hankę.

– Co się stało? – Hanka przystawiła Dominikę do zajętych nadal SMS-owaniem bliźniaczek i ruszyła jej śladem.

Nie musiała iść aż do bramki. Po paru metrach zobaczyła, że kolejkę wypełniają klony wysokich i niskich, szczupłych i tęgich nimfetek w falbaniastych spódniczkach, króciutkich koszulkach i obowiązkowych adidasach. Towarzyszyli im młodzieńcy od lat dziesięciu do pięćdziesięciu, którzy tylko przez złośliwość losu wylądowali w sercu warszawskiej Woli, bo ich duchową ojczyzną z całą pewnością był Harlem albo Bronx. Kuba czułby się tu jak u siebie w domu! Hanka dla odmiany poczuła się jak stare pudło, ale tylko przez chwilę, dopóki nie dojrzała swoich na oko rówieśniczek przyozdobionych w stylu obowiązującym. Widok długowłosych, falbaniastych, nieco wysłużonych już nimfetek podziałał jak najlepszy krem kojący i odprężający.

– Nefrolodzy zbiją na tym kiedyś majątek – mruknęła Dominika.

– Kto to jest nefrolog, ciociu? – zapytała jedna z bliźniaczek.

– Specjalista od odmrożonych nerek – odpowiedziała ciocia, z satysfakcją wpatrując się w gołe pępki siostrzenic.

Udało im się zająć miejsca w pierwszych rzędach amfiteatru i Hanka usiadła z ulgą, ale spokój był tylko chwilowy. Ola i Jola wyraziły stanowcze życzenie przejścia na drugą stronę metalowej barierki, na miejsca stojące, pod samą sceną, gdzie kłębiło się już ze trzysta osób. Dominika wdała się w tak drobiazgowe wyliczenia niebezpieczeństw czyhających po drugiej stronie barierki, że Hanka nie wytrzymała.

– Moje panie – wtrąciła – zostajemy tutaj, albo wracamy do domu.

Bliźniaczki rzuciły jej identyczne piorunujące spojrzenia, które spłynęły po niej jak po gęsi. Trening to podstawa.

– Ale... – zaczęła jedna.

– Albo, albo, wasza decyzja – przerwała.

– No dobrze – burknęła druga.

Obie odwróciły się tyłem i ostentacyjnie zaczęły wystukiwać SMS-y.

Dominika popatrzyła na przyjaciółkę z czymś na kształt podziwu.

– Co one robią? – szepnęła.

– Informują resztę świata o swojej krzywdzie – objaśniła Hanka obojętnym tonem.

– To jakiś koszmar – jęknęła Dominika.

– Do wszystkiego można się przyzwyczaić – powiedziała Hanka.

– Ale ja chciałam po przyjacielsku – biedna Dominika nie mogła odpuścić.

– Oszalałaś?– mruknęła Hanka. – Szukasz przyjaciółek w gimnazjum?

Lekarzu lecz się sam, pomyślała i uśmiechnęła się do swoich myśli.

Młoda, energiczna wokalistka pojawiła się już na scenie pośród dymów, laserowych rozbłysków i dudniących pokrzykiwań didżeja zagrzewającego publiczność. Tłum pod sceną ryknął i ruszył w rytmiczne podrygi. Tłum na ławkach drgnął i błyskawicznie podzielił się na część stojącą, piszczącą i podrygującą oraz część siedzącą z głupimi minami, czyli nastolatków młodszych i towarzyszących im dorosłych.

Oniemiała Dominika przyglądała się swoim siostrzenicom swobodnie wykonującym na poły tylko taneczne ruchy, których ona wstydziłaby się nawet w zaciszu własnej sypialni, a naprawdę, naprawdę nie była pruderyjnym próchnem. Na lewo od nich nastoletnia para, jak bliźnięta syjamskie zrośnięta miednicami, wykonywała te same ruchy. Rewelacyjna skądinąd wokalistka tańczyła tak samo, w dwukrotnie przyspieszonym rytmie, co wydawało się już prawie fizyczną niemożliwością. Didżej ryczał basem odbijającym się gdzieś w głębi piersi, a synkopowane dźwięki o niesłychanej rozpiętości układały się we wpadający w ucho motyw.

– Oni tak zawsze? – krzyknęła Dominika.

Hanka tylko pokiwała głową i zaczęła postukiwać stopą w metalową barierkę.

– Pora umierać! – usłyszała jęk Dominiki.

Pora żyć swoim życiem, pomyślała Hanka, bo nie chciało jej się wrzeszczeć przez narastający zgiełk. Patrzyła na szalejący tłum, słyszała agresywnie wznoszącą się piosenkę, ale w sobie słyszała tylko miarowe dudnienie basu i... zupełny spokój.

Co jej do głowy przyszło, żeby przez pół roku karmić się mrzonkami o wejściu w świat dojrzewającego dziecka i dzieleniu wszystkich jego doświadczeń? A po cholerę? Żeby skończyć jak te ryczące czterdziestki wycofujące się już rakiem z tańczącego tłumu z ewidentnymi objawami nadciśnienia i zadyszki? Naprawdę nie ma nic ciekawszego niż świat czternastolatka? Przez te pół roku przeszła chyba jakąś łagodną postać amnezji, bo przecież powinna pamiętać tę nudę i mękę plemiennych zachowań i obowiązkowych zbiorowych fascynacji. Ciekawe, co by zrobiła, gdyby jej własna matka ćwierć wieku temu zaczęła wmawiać jej swoją miłość do ABBY, albo razem z nią płakała nad "Jeziorem osobliwości". Chyba by uciekła z domu. A kysz, a kysz!

Nic dziwnego, że Kuba zamykał się w swoim pokoju i w sobie, uciekał i mylił pogonie. Zdurniała na starość i ze strachu przed własnym życiem postanowiła podtrzymywać więź z dzieckiem, usiłując żyć jego czternastoletnim życiem!

Na scenie dobiegał końca jakiś spokojniejszy kawałek. Tłum falował miarowo ze wzniesionymi do góry rękami zgodnie z kategorycznym życzeniem DJ-a. Melodia wygasała stopniowo i nagle, w ciszę przed oklaskami wdarł się donośny okrzyk o melodyce zaawansowanej mutacji:

– We love you!

– I love you too – odpowiedziała piosenkarka ciepłym altem i tłum znowu ryknął entuzjastycznie.

Hanka wykręciła głowę w kierunku, skąd nadal jeszcze dobiegały okrzyki dumy i radości. I wtedy go zobaczyła.

Maciek stał z rękami w kieszeniach tuż za oszalałym ze szczęścia, na oko trzynastoletnim, wielbicielem hip hopu. Kiwał głową w rytm następnej piosenki. W jasnych sportowych spodniach i koszulce polo ani trochę nie przypominał dekarza z Narwi. Nie suknia zdobi człowieka, upomniała samą siebie Hanka, ale cóż, naprawdę wyglądał zupełnie inaczej. Bardzo dobrze wyglądał i chyba gapiła się jak sroka w gnat, bo Dominika dostrzegła to i powędrowała za jej wzrokiem.

– Ty masz oko! Ja go już gdzieś widziałam – zawołała Hance prosto w ucho.

– Widziałaś. Na pogrzebie babci – odkrzyknęła Hanka. – Maciek Bogusz.

– To ty go znasz? – ucieszyła się Dominika. – Leć się przywitać, na co czekasz?

– Przecież widzisz, że jest z dzieckiem – krzyknęła Hanka.

– My też jesteśmy z dziećmi – ryknęła Dominika.

– No właśnie – odpowiedziała Hanka bez sensu.

Dominika wzruszyła ramionami i przyłączyła się do podrygujących siostrzenic, bo nawet ona znała piosenkę, który śpiewał właśnie cały amfiteatr. Wokalistka jednym ruchem zerwała z siebie mikroskopijną koszulkę, prezentując rozentuzjazmowanemu światu wygimnastykowane ciało odziane w kolorowy staniczek. Hanka z czystej ciekawości zerknęła raz jeszcze w stronę Maćka. W tej samej chwili tańczący tuż przed nim chłopak wykonał gwałtowny ruch głową do tyłu. Głowa wylądowała dokładnie na nosie Maćka i już było wiadomo, co dalej. Przerażony chłopiec natychmiast zajął się tatusiem i nie było po nich śladu, a na schodach podrygiwał już ktoś inny.

Tak to jest, jak się ma refleks szachisty, pomyślała Hanka trochę zawiedziona. Przez chwilę wyobraziła sobie scenę bohaterskiej odsieczy z paczką kleeneksów i... Dominiką w odwodzie. Tak, tylko Dominiki do tego brakowało! Nie miała nic przeciwko towarzystwu przyjaciółki, ale wiedziała doskonale, że u podstaw ich długoletniego sojuszu leży również i to, że nigdy, na żadnym etapie życia nie weszły sobie w paradę w sprawach damsko-męskich. Wiedziała również, że w pojedynku z Dominiką, nawet z Dominiką w ciąży, nie ma najmniejszych szans.

Zaraz... omal się nie poderwała z miejsca.

Jakim pojedynku? Maciek jest wnukiem Doroty, dekarzem z Narwi, miłym skądinąd człowiekiem, ale przecież nie... No po prostu nie! Miły wnuk Doroty Frankowskiej z synem, mógł co najwyżej pomóc jej przy wymianie dachu. O ile kiedykolwiek będzie jakiś dach.

Nieco wzburzona postanowiła przyłączyć się do pląsającego towarzystwa i nawet zaczynała się już nieźle bawić, tyle że była to już ostatnia piosenka. Wiadomo, refleks szachisty. Tłum wymusił jeszcze jeden bis i długo prosił o jeszcze jeden, ale w tym czasie wokalistka mknęła już pewnie do hotelu nieoznakowanym samochodem.

Amfiteatr ruszył ku wyjściu. Hanka zamarudziła chwilę, upewniając się, czy nie zgubiła komórki, i z zakłopotaniem stwierdziła, że Dominika i dziewczynki zniknęły jej w tłumie.

Nic to, ostatecznie to ja mam kluczyki, pomyślała i w tym samym momencie zapragnęła zaszyć się w najciemniejszym kącie. Dominika, cała w uśmiechach, stała przy Maćku i szerokim ruchem ręki przywoływała ją do siebie. W tle kłębiła się grupka dzieci prezentujących ostentacyjną obojętność i znudzenie, właściwe tej grupie wiekowej w sytuacjach zapoznawczych.

– My się znamy? – usłyszała głos Maćka.

– Nie, ale mamy wspólnych znajomych – odpowiedziała mu Dominika gromko.

Hanka zastanawiała się już tylko na tym, czy uda jej się niepostrzeżenie przeciąć kluczykami od samochodu tętnicę szyjną najbliższej przyjaciółki. Wiele dałaby, żeby słyszeć, co jej najbliższa przyjaciółka tłumaczy z takim ożywieniem wnukowi Frankowskiej. Niestety tłum poruszał się w ślimaczym tempie. I chyba nikim poza Hanką nie targały mordercze uczucia.

Może nawet spięłaby się jeszcze bardziej, gdyby Dominika w końcu nie odwróciła się ku dzieciom i nie zainicjowała głośnej prezentacji milczących siostrzenic równie milczącemu małemu Boguszowi. Zupełnie niepodobnemu do ojca. Matka musi być smukłą brunetką, pomyślała Hanka melancholijnie.

– Porozmawiajcie sobie, na pewno macie dużo wrażeń po koncercie – świergoliła Dominika jako najlepsza z ciotek, gdy Hanka odwróciła ją ku sobie stanowczym ruchem – O co ci chodzi?

– Zostaw ich w spokoju.

Dopiero teraz Maciek zobaczył "wspólną znajomą" i ucieszył się jakby... Bardzo się ucieszył.

– Ale chyba mogę spytać, czy podobał im się koncert? – próbowała jeszcze walczyć Dominika.

– Spróbuj – mruknęła Hanka, ruchem głowy pokazując młodociane towarzystwo, które leniwym krokiem ruszyło już w kierunku bramy parku. Cała trójka pochłonięta była całkowicie błyskawicznym wystukiwaniem SMS-ów.

– Jakiś obłęd – oznajmiła Dominika.

– Nie, tylko różnica pokoleń – odezwał się Maciek, w lot chwytając, o co chodzi, a Hanka pomyślała po raz pierwszy w życiu, że małomówność nie zawsze oznacza, że nie ma się nic do powiedzenia.

Dołączyli do dzieci, ale już po kilkudziesięciu metrach musieli się rozdzielić, bo wzdłuż całej ulicy odbywała się bezpardonowa bitwa o to, kto pierwszy wyjedzie ze szpaleru zaparkowanych po obu stronach samochodów.

Odczekały dłuższą chwilę aż choć trochę się rozluźni. Hanka wsiadała do samochodu ostatnia, bo musiała jeszcze upewnić się, czy to, co widzi, jest zabłoceniem, czy zadrapaniem. Było to oczywiście szerokie, wredne otarcie, trudno więc dziwić się, że krew ją zalała. Ale mimo wszystko mogła chociaż chwilę zastanowić się nad tym, co robi, kiedy zdyszany Maciek podbiegł do niej i zapytał:

– A może po tym wszystkim skoczymy jeszcze na jakieś piwo?

– Nie, dziękuję, jestem samochodem – oświadczyła chłodno i wyniośle jakby zaproponował jej nocne wyścigi po pijaku ulicami miasta, albo coś równie niestosownego.

Maciek mruknął jakieś pożegnanie i oczywiście poszedł jak zmyty, a Hanka z kamienną miną siadła za kierownicą.

– Spławiłaś go? – spytała Dominika z takim niedowierzaniem, że nawet Ola i Jola na tylnym siedzeniu zawiesiły na chwilę paluszki nad klawiaturą telefonów. – Dlaczego?

– Bo ktoś mi otarł błotnik – odparła z kamienną miną Hanka i włączyła się ostrożnie w sznur pojazdów zmierzających do skrzyżowania z Wolską.

– Aha – mruknęła Dominika.

Nawet nie musiała pytać, co ma jedno do drugiego. Wystarczyło, że Hanka sama sobie zadawała to retoryczne pytanie.

Zaledwie wysadziły dziewczynki pod ich klatką schodową i ruszyły dalej, z torebki Dominiki rozległ się przeciągły sygnał SMS-a

– O tej porze? – zdziwiła się Dominika, a po chwili, bez słowa pokazała Hance swój telefon.

"Koncert był super. Pozdrówka. Ola i Jola".

Obie ryknęły śmiechem.

– Czemu to robisz? – zapytała po dłuższej chwili Dominika.

– Nie chcesz, żebym cię odwiozła do domu? – zdziwiła się Hanka skręcająca właśnie w Trasę Łazienkowską.

– Pytam, czemu spławiłaś Bogusza?

No tak. Sprzedawcy w salonach samochodowych w takich chwilach stwierdzają dziarsko: "Dobre pytanie!", co oznacza, że właściwa odpowiedź brzmi: "Nie mam zielonego pojęcia". Pewnie dlatego Hanka ograniczyła się do mało wymownego wzruszenia ramionami.

– Co by się stało, jakbyś raz dała się ponieść fantazji? – kontynuowała Dominika tak cicho, że Hanka z ledwością dosłyszała.

– Księgowa z fantazją to bardzo niebezpieczne połączenie – mruknęła.

– Nie rozmawiamy o kreatywnej księgowości tylko o twoim prawdziwym życiu – odparowała Dominika.

– Moja praca to moje jak najbardziej prawdziwe życie – zaprotestowała Hanka chytrze.

Ale Dominika była dużo lepsza w te klocki i nawet takie błyskotliwe uniki nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Odczekała dłuższą chwilę, w milczeniu przypatrując się opustoszałym mimo soboty ulicom. Przy zjeździe na Gocław zapytała łagodnie:

– Dlaczego nie poszłaś z nim na to piwo?

– Bo nie chciałam ci wchodzić w paradę – odpowiedziała Hanka, a nos wydłużył jej się aż do przedniej szyby. Tak jej się przynajmniej wydawało. – Przecież ci się podoba, może nie? – dodała mniej pewnie, dostrzegając w półmroku minę przyjaciółki.

– Co racja to racja, księgowa z fantazją to zabójcza mieszanka – stwierdziła Dominika cierpko.

– Ale co? – bąknęła Hanka zdezorientowana. – Nie podoba ci się?

– A zejdź ty wreszcie ze mnie! – zdenerwowała się Dominika. – Po pierwsze jestem w ciąży. Po drugie, to nie na mnie gapił się przez cały obiad po pogrzebie twojej babci.

– Co? – Hanka zatrzymała samochód tak, że Dominika, mimo pasów, niemal stuknęła czołem w przednią szybę.

– No co ty! – zaprotestowała, ale w tej samej chwili zorientowała się, że przyjaciółka zahamowała z taką – jakby nie było – fantazją przed jej własną klatką schodową. – Mówię, że przez cały czas patrzył tylko na ciebie. Na pogrzebie nikomu się specjalnie nie przyglądałam, ale na obiedzie siedział naprzeciwko mnie. Miałam czas ustalić, w kogo tak się wgapia.

Hanka poczuła, że coś w niej powolutku topnieje. Nie żeby tak od razu uwierzyła Dominice, nie. Nie byłaby sobą. To przecież tylko złudzenie Dominiki. Może nawet złudzenie optyczne? Grunt, że Dominika nie miała wobec niego żadnych zamiarów. Zupełnie tak jak ona, Hanka.

– Czy ja wiem? Nie wydaje ci się, że jest trochę za niski? – zapytała możliwie obojętnym tonem.

– A ty co? – zdziwiła się Dominika. – Kompletujesz drużynę koszykówki?

Hanka westchnęła głęboko.

– Straszny z niego mruk. Prawie w ogóle się nie odzywa – mruknęła.

– Nie przejmuj się. Przystojny chłopak. Co nie dopowie, to dowygląda – Dominika poklepała przyjaciółkę po ręce z domyślnym uśmiechem.

– Więc jednak ci się podoba? – ożywiła się Hanka.

– Nie, słonko – odpowiedziała Dominika z najszerszym ze swoich uśmiechów. – Podoba się tobie. I to dobrze, bo z wzajemnością.

Poprzedni fragment
Następny fragment

×
SPIS KOLORÓW TŁA
AliceBlue
Aqua
Aquamarine
Azure
Beige
Bisque
Black
BlanchedAlmond
Blue
BlueViolet
Brown
BurlyWood
CadetBlue
Chartreuse
Chocolate
Coral
CornflowerBlue
Cornsilk
Crimson
Cyan
DarkBlue
DarkCyan
DarkGoldenRod
DarkGray
DarkGreen
DarkKhaki
DarkMagenta
DarkOliveGreen
DarkOrchid
DarkRed
DarkSalmon
DarkSeaGreen
DarkSlateBlue
DarkSlateGray
DarkTurquoise
DarkViolet
Darkorange
DeepPink
DeepSkyBlue
DimGray
DodgerBlue
FireBrick
FloralWhite
ForestGreen
Fuchsia
Gainsboro
GhostWhite
Gold
GoldenRod
Gray
Green
GreenYellow
HoneyDew
HotPink
IndianRed
Indigo
Ivory
Khaki
Lavender
LavenderBlush
LawnGreen
LemonChiffon
LightBlue
LightCoral
LightCyan
LightGoldenRodYellow
LightGreen
LightGrey
LightPink
LightSalmon
LightSeaGreen
LightSkyBlue
LightSlateGray
LightSteelBlue
LightYellow
Lime
LimeGreen
Linen
Magenta
Maroon
MediumAquaMarine
MediumBlue
MediumOrchid
MediumPurple
MediumSeaGreen
MediumSlateBlue
MediumSpringGreen
MediumTurquoise
MediumVioletRed
MidnightBlue
MintCream
MistyRose
Moccasin
NavajoWhite
Navy
OldLace
Olive
OliveDrab
Orange
OrangeRed
Orchid
PaleGoldenRod
PaleGreen
PaleTurquoise
PaleVioletRed
PapayaWhip
PeachPuff
Peru
Pink
Plum
PowderBlue
Purple
Red
RosyBrown
RoyalBlue
SaddleBrown
Salmon
SandyBrown
SeaGreen
SeaShell
Sienna
Silver
SkyBlue
SlateBlue
SlateGray
Snow
SpringGreen
SteelBlue
Tan
Teal
Thistle
Tomato
Turquoise
Violet
Wheat
White
WhiteSmoke
Yellow
YellowGreen